Zawody National Championship Air Races w stanie Nevada. Pilot biorący udział w zawodach zauważył, że ma problemy z silnikiem swojego samolotu. Niestety stało się to już na pasie startowym, tuż przed rozpoczęciem pokazu. Postanowił jednak nie ryzykować tylko odpuścić swój udział. Decyzję zasygnalizował znakiem stopu oraz otworzeniem kokpitu.
Sygnał został odebrany, ponieważ jego flagman wykonał znak X nad głową, co miało być sygnałem dla kolejnego samolotu. Teraz pozostało mu już tylko oczekiwać na zepchnięcie z pasa. Niestety – procedury – czasami zawodzą. Tak było i tym razem. Nie wiedzieć czemu, nagle za plecami pojawił się samolot innego uczestnika.
Z późniejszych relacji poszkodowanego pilota wiemy, że w ostatnich momentach miał świadomość sytuacji w jakiej się znajduje. Miał tylko nadzieje, że zbliżający się samolot jednak go ominie. Niestety nie ominął, tylko prawie odciął mu głowę. Ostatecznie pilot może mówić o darowaniu mu drugiego życia, ponieważ jedynym poważnym urazem była złamana ręka. To naprawdę niewielka cena jak za efekt kolizji z samolotem.
Poniżej umieszczamy ujęcie z samolotu 'sprawcy’. Oczywiście ciężko tutaj mówić, aby ten świadomi zawinił. Tak jak pisaliśmy – zawiodły procedury oraz archaiczna – w tym przypadku – forma komunikacja. Zastanawiamy się, czy rzeczywiście machanie łapami oraz prezentowanie flag, to najskuteczniejsza forma komunikacji na tego typu wydarzeniach? Bo być może odporna na usterki techniczne, ale bardzo narażona na błąd ludzki.