Podczas jednego ze spotkań bokserskich zawodowy pięściarz Levan Shonia całkowicie się pogubił gdzieś w swojej głowie. Gdy jednomyślną decyzją sędziów został pokonany przez niepokonanego Spasa Genova, próbował zaatakować swojego przeciwnika, a także własnego trenera. Była to jego dwunasta porażka.
Jako że główny bohater historii odniósł się po jakimś czasie do wszystkiego, co zaszło na ringu, warto przedstawić również jego punkt widzenia.
O walce z Genovem dowiedziałem się tydzień wcześniej. Oferta nie była zbyt dobra, ale się zgodziłem. Na początku mówiono o wadze 75 kg, ale bliżej walki powiedzieli, że będzie 79 kg. Na ważeniu dowiedziałem się, że mój przeciwnik generalnie może ważyć nawet 81 kg. To było nieuczciwe…
Dodatkowo Levan Shonia zarzuca swojemu managerowi, że w kontrakcie przewidziano 8 rund. Dlatego był zdezorientowany, gdy po 6. rundzie walka została przerwana, a sędzia zaczął go rozdzielać.
Powoli angażuję się w walkę, stopniowo się rozgrzewam, z każdą rundą buduję siły, a w dwóch ostatnich rundach miałem zamiar dać z siebie wszystko. Nikt mi nie powiedział, że walka z 8 rund została nagle zmieniona na walkę 6 rund.
Ponadto dementuje on informacje, jakoby bił własnego trenera.
Widziałem, co napisali później o tym, co się stało – że niby bokser pobił swojego trenera. Ale w narożniku nie było mojego trenera; to był mój menadżer, który nie zadał sobie trudu poinformować mnie o zmianie liczby rund oraz nie zabezpieczył moich interesów ze względu na przewagę wagową przeciwnika. Miałem prawo być na niego wkurwiony.
Najwyraźniej jego wyjaśnienia muszą być prawdziwe, ponieważ nie został zdyskwalifikowany, a nawet otrzymał umówione wynagrodzenie. Nie znamy dalszych jego losów, choć najprawdopodobniej zakończył swoją karierę.