Na wideo zarejestrowanym przez operatorów meksykańskiej stacji telewizyjnej, widać dwójkę przyłapanych przemytników. Wspięli się oni sprawnie po metalowym płocie, mając na plecach niewymiarowe plecaki, wypełnione po brzegi narkotykami.
Młodzi burreros – bo tak nazywają się osoby wynajęte do szmuglowania dragów – często wspinają się lub czołgają pod płotem granicznym, aby transportować narkotyki z Meksyku do USA. Tym razem niestety się nie udało. Kiedy nasza dwójka wylądowała na amerykańskiej ziemi, zorientowali się, że są nagrywani. Próbowali krzyczeć do reporterów, aby ich nie filmowali, jednak nie spotkało się to z akceptacją i poszanowaniem ich prośby.
Nasi przyczajeni bohaterowie, znaleźli schronienie w przydrożnych krzakach i skontaktowali się z kimś przez telefon komórkowy. To wtedy najprawdopodobniej dostali instrukcje, aby przerwać akcje i wrócić do Meksyku. Ciężko odmówić. Totalnie niewesoła sytuacja. Wspięli się więc z powrotem na 9 metrowe ogrodzenie, ulatniając się następnie gdzieś ku kresom meksykańskich pustkowi.
Ta dwójka była dość nieudolna, przestraszona i najwyraźniej niedoświadczona. Zazwyczaj jednak burreros to wyszkoleni profesjonaliści, regularnie szmuglujący ładunki dla meksykańskich karteli. Są to zdrowi i sprawni młodzi mężczyźni, zdolni do noszenia ciężkich ładunków – zazwyczaj, lecz nie tylko, marihuany. Muszą oni często być zdolni aby wytrzymać wyczerpujące wędrówki po ekstremalnych pustynnych terenach.
Przez całą podróż kierują nimi tzw. halcones (zwiadowcy kartelu) rozmieszczeni w okolicy. To zapewne z jednym z nich, kontaktowali się nasi przemytnicy. To oni wydają instrukcje. A zwiadowcy to też nie amatorzy. Często są to byli wojskowy, wcielający swoje umiejętności w życie. Wykorzystują przy tym wyrafinowaną technologię, taką jak: noktowizory, dalmierze i satelity GPS.
